Wiara w doświadczeniu choroby i cierpienia

O doświadczeniu choroby i cierpienia, zmaganiu z samym sobą, obwinianiu o wszystko Boga, z księdzem prałatem Jaremą Sykulskim , proboszczem parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Suwałkach rozmawia Renata Różańska.

Renata Różańska: W ludzki los, jak w Różaniec, wpisane są tajemnice radosne, chwalebne, ale także tajemnice bolesne. Niełatwo je przyjąć, a tym bardziej zrozumieć. Nawet ludzie wierzący zadają często pytanie: Czy choroba to kara Boska? Jak Ksiądz dzisiaj to postrzega?

Ks. Jarema Sykulski: Bardzo często zapominamy o tym że są 4 części różańca świętego. Są też tajemnice światła, które bardzo mocno uzupełniają nasze życie i myślę, że choroba jeśli spotyka człowieka jest takim momentem kiedy Bóg daje światło na to wszystko co przeżywa się na co dzień, co czasami się nie rozumie, co potrzeba też oświetlić takim światłem Bożym żeby nie tylko w kategoriach radosnych bolesnych czy chwalebnych patrzeć na swoje życie ale również w kategoriach że Bóg chce coś więcej nam powiedzieć.

Te 3 lata publicznej działalności Pana Jezusa na ziemi były głoszeniem tajemnic światła. Dzięki temu mamy 4 Ewangelie, mamy Dzieje Apostolskie, Listy. Myślę że dla człowieka wierzącego bardzo ważne jest posiadać właśnie takie światło, żeby umieć na co dzień oceniać swoje życie i to co go spotyka.

Czy zmaganie się z własną chorobą zmieniło coś w Księdza życiu? W jaki sposób żyć w stałej gotowości na ostateczną diagnozę?

Ks. Jarema Sykulski: Nie jest tajemnicą, że od 16 lat zmagam się z chorobą nowotworową, która czterokrotnie wracała. Bardzo ważną rzeczą jest aby przyjąć taką podstawową prawdę, że diagnoza to nie wyrok, ale diagnoza pozwala czasami przewartościować swoje życie, myślenie, priorytety, weryfikują się także przyjaźnie. To doświadczenie, że choroba może być też łaską i do momentu kiedy nie odkryjemy w chorobie łaski to będziemy mieć pretensje do Pana Boga: dlaczego ja?, dlaczego mnie to spotkało?, a przyjmując chorobę jako łaskę możemy odkryć wiele w niej dobra, że w jakiś nowy sposób Bóg nam chce coś powiedzieć najważniejszego i to potrzebnego nam, żebyśmy też nie popełniali więcej w swoim życiu błędów.

Miał Ksiądz chwile zwątpienia?

Ks. Jarema Sykulski: Początek mojej choroby zbiegła się z tym czasem, kiedy umierał Święty Jan Paweł II i patrząc na Jego tą piękną katechezę o umieraniu o przechodzeniu do domu Ojca, wiele rzeczy udało mi się też jako księdzu zrozumieć. Stały się dla mnie jakoś ważniejsze i bardziej zrozumiałem słowa uczniów z drogi do Emaus, którzy dopiero poznali Jezusa przy łamaniu chleba, którzy po drodze Go nie poznali.

Czy miałem chwilę zwątpienia? Mogę powiedzieć, że nigdy w takich kategoriach na swoją chorobę nie patrzyłem, ale przede wszystkim był to też moment takiego mojego odkrycia wielkiej tajemnicy Bożego Miłosierdzia. Zbiegło się to również z czasem kiedy nawiedzał obraz Jezusa Miłosiernego naszą diecezję. Wtedy wiele rzeczy mogłem właśnie Jezusowi Miłosiernemu zawierzyć. I odtąd chorobę traktuję za każdym razem jako łaskę, jako szczególny dar, który Bóg daje do przepracowania na nowo.

Choroba, to pewnego rodzaju ogołocenie z samego siebie, z naszych postaw i zachowań. Jednak zgoda na takie ogołacanie przychodzi nam łatwiej w odniesieniu do innych niż wobec samych siebie. A może jest też okazją, aby stanąć wobec prawdy o sobie samym…

Ks. Jarema Sykulski: Niewątpliwie choroba uczy pokory, choroba też zmienia nasze myślenie, wartościowanie, przede wszystkim odkrywamy  tak naprawdę co jest w naszym życiu najważniejsze, co ma jakiś głębszy sens, co ma głębszą wartość. Też musimy często odrzucić te nasze wcześniejsze priorytety co wydawało nam się że było ważne, a podczas choroby okazuje się że nie ma żadnej wartości. Na pewno chorując człowiek nabiera takiego przekonania i  szacunku dla tego stwierdzenia: „jeśli Bóg pozwoli”. Bo my możemy mieć wiele planów, wiele marzeń, ale jeśli nie uwzględniamy, że wszystko zależy od Pana Boga i że należymy do Niego, to później możemy przeżywać bardzo bolesne rozczarowania.

Ja mając cztery razy wcześniej wznowę choroby nowotworowej za każdym razem coś od Pana Boga nowego otrzymywałem, jakieś nowe światło. Wydawało mi się że wiele rzeczy już zrozumiałem, wiele rzeczy w swoim życiu wyprostowałem, wiele naprawiłem, a jednak za każdym razem właśnie przyjmując to jako łaskę choroby, okazywało się, że zawsze otwiera się jakaś nowa przestrzeń do naprawy tego, co wydawało się, że robię dobrze, że robię dla dobra innych. Często było to niestety bolesne odkrycia.

Długotrwałe zmaganie z chorobą i sytuacja niepewności może sprawić, że człowiek staje się  twardy, „zaprawiony w boju”.  Co Ksiądz zyskał w tym niełatwym doświadczeniu?

Ks. Jarema Sykulski: Ważne jest żeby chorując też mieć taką perspektywę życia do końca. Żeby nie poddać się jakieś apatii, ale mieć tę świadomość, że Bóg i przez chorobę czegoś od nas oczekuje. Trzeba mieć plany, ale mając te plany mimo wszystko trzeba więcej  zarezerwować przestrzeni dla Pana Boga, to uczy nas takiej pokory, ale też i takiego zawierzenia. To jest to co tak pięknie  jest napisane w Piśmie Świętym: „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia”. Pewne słowa, pewne zdania z Pisma Świętego nabierają dopiero wtedy zupełnie nowego znaczenia, kiedy my Mu umiemy zawierzyć.

Jak zatem należy patrzeć na chorobę i jak ją rozumieć?

Ks. Jarema Sykulski: Na pewno nie warto patrzeć na chorobę jako na jakąś karę, ale na dopust Boży, który też często wynika z konsekwencji naszego życia, bo jest takie powiedzenie że człowiek do czterdziestki robi wszystko żeby zdrowie stracić, a po czterdziestce robi wszystko, żeby zdrowie odzyskać. Pierwsze się udaje, drugie nie, to jednak też trzeba patrzeć na chorobę jako na taką szczególną obecność i troskę Pana Boga o nasze życie.

Często jesteśmy tak zabiegani, tak zapatrzeni w siebie, w genialność swoich działań, że nie potrafimy uświadomić sobie że może Bóg od nas czegoś innego żąda. I dopiero kiedy przychodzi takie wyłączenie, kiedy przychodzi jakaś niemoc, słabość, dopiero wtedy też przychodzi jakaś refleksja. I jeśli miałbym odpowiedzieć na to pytanie, to na pewno nie powinniśmy zadawać w takiej sytuacji Panu Bogu pytania dlaczego ja?, dlaczego mnie to spotkało?, za jakie grzechy?, tylko co tak naprawdę Panie Boże chcesz mi powiedzieć, czego ode mnie oczekujesz, co chciałbyś  w moim życiu naprawić? I dopiero jeżeli właśnie z takiej perspektywy i w takim świetle spojrzymy na swoje życie to choroba dla nas będzie naprawdę czasem wielkiej łaski.

Niedawno miał Ksiądz okazję do zmierzenia się z covidem. Jak słyszeliśmy zaraził się Ksiądz od osoby, której niósł Ksiądz pomoc. Jak dzisiaj Ksiądz to odczytuje? Czy miał Ksiądz poczucie lęku o siebie, o swoje życie?

Ks. Jarema Sykulski: Nie wchodząc w szczegóły zaraziłem się trochę na własne życzenie. Mogłem tak naprawdę przejść obojętnie obok tej sytuacji, która się wydarzyła w Suwałkach, mogłem udawać że czegoś nie widzę, ale mając świadomość że upadł człowiek, który bardzo mocno się poranił i połamał i nie widząc chętnych do pomocy z wyjątkiem jednej starszej kobiety uważałem, że to jest nie tylko moim obowiązkiem również jako Kustosza Sanktuarium Bożego Miłosierdzia, ale po prostu jako człowieka. Trzeba pomóc komuś kto upadł, pomimo że był pijany, żeby go podnieść. Dopiero kiedy był w karetce dowiedziałem się że się upił właśnie z tego powodu że odebrał wynik, że jest  zarażony covidem. Ale paradoksalnie to też był dla mnie jakiś dowód łaski ze strony Pana Boga, bo przecież sam będąc w tej grupie tak zwanego podwyższonego ryzyka ciągle miałem świadomość, że mogę się zarazić, że mogę też kogoś innego zarazić, bo przecież jest to odpowiedzialność za ludzi, a paradoksalnie Pan Bóg dotknął mnie tą chorobą a zarazem ustrzegł przed wszelkimi konsekwencjami. Mogłem się od razu wyłączyć, izolować, nikogo nie naraziłem, nikogo nie zaraziłem, natomiast to był taki czas właśnie nawiązania po raz kolejny tej osobistej relacji z Panem Bogiem.

Kiedy trafiłem do szpitala nie miałem świadomości że mój stan jest aż tak bardzo ciężki,  owszem temperatura wynosiła 40,5  stopnia, że wszystkie parametry były bardzo niebezpiecznie podwyższone, dopiero później dowiedziałem się, że lekarze obawiali się że już mnie z tego nie wyprowadzą. Ale ja osobiście nigdy nie miałam takiego momentu żeby zwątpić, że to Pan Bóg nad tym wszystkim czuwa. Tego dnia w czytaniach liturgii mszy świętej był  fragment z księgi Proroka Izajasza: „Ja twój Bóg, ująłem cię za prawicę mówiąc ci: Nie lękaj się, przychodzę ci z pomocą. Nie bój się, robaczku Jakubie nieboraku”.  Dla mnie było to Słowo do mnie, którego się uchwyciłem. Skoro Bóg chce też o mnie w jakiś sposób zawalczyć tak przynajmniej to interpretowałem i tak to interpretuje do dzisiaj, że potrzebny mi jest ten czas właśnie szpitala takiego dotknięcia i przejścia  przez zagrożenie życia, żeby jeszcze bardziej z Panem Bogiem się związać, żeby sobie uświadomić że naprawdę we wszystkim zależmy od Niego i jeżeli jest taki moment w naszym życiu kiedy przychodzą różnego rodzaju wątpliwości to powinniśmy zawsze pamiętać o słowach z Pisma Świętego, że nawet nasze włosy są na głowie policzone. Skoro Pan Bóg wszystko o nas wie, to również nic się w naszym życiu takiego nie wydarzy się, co by było bez Jego wiedzy, a co by nie było dla nas dobre i  konieczne.

Człowiek, gdyby tylko mógł, nigdy by nie wybrał dobrowolnie choroby, cierpienia. A Bóg jest wszechmogący i może jednym słowem odebrać nam choroby, ból… A jednak chorujemy. Jak odkryć w chorobie dar?

Ks. Jarema Sykulski: Z perspektywy czasu patrzę i widzę że najpiękniejsze rzeczy czy nawet jakieś dzieła, które miały miejsce w moim życiu to dokonały się właśnie w czasie kiedy zacząłem być chory. Kiedy pojawiły się różnego rodzaju ograniczenia w moim życiu, ale dzięki tym ograniczeniom wiele spraw mogło być przeprowadzonych bardziej po Bożemu.

Trzydzieści osiem lat towarzyszy mi taki fragment z przepięknej książki: „Pełnia modlitwy” Ojca Jacka Woronieckiego, który we wstępie napisał takie zdanie, a było to swoistym podsumowanie jego życia, rozliczeniem się, to swoisty krótki Testament na łożu śmierci. Pozwolę sobie ten krótki fragment przytoczyć, bo on mi zawsze był bliski od samego początku mojego kapłaństwa, jeszcze jako kleryka, jako neoprezbitera, i jest on mi bliski również dzisiaj i coraz bardziej w jakimś sensie staje się zrozumiały, Ojciec Jacek Woroniecki pisze: „Późno dojrzało w mej duszy pełne umiłowanie kapłaństwa Chrystusowego i głębsze przeniknięcie jego tajemnych mocy, które zostały przelane do mojej duszy w chwili, gdy ręce biskupa – konsekratora odcisnęły na niej charakter kapłański. One to miały ożywić całą mą pracę duszpasterską, dać jej ciepło i światło i rozmach i umiar, a jeśli tego nie dały, to dlatego, że ich dość nie umiłowałem, żem się nimi nie przenikał dostatecznie na modlitwie, żem rachował na własne siły przyrodzone, na zdolności wykształcenie nabyte długą pracą, na te czynniki, które u ludzi coś znaczą, a które i Bogu mogą służyć, gdy są przeniknione łaską. U mnie nie panowała ona dostatecznie nad działalnością kapłańską, nie zdawałem sobie dość sprawy z tego, że jestem narzędziem do uprawiania niwy Bożej, że mam maleć by Ten, który mnie posłał, rósł w duszach ludzkich. Późno ukochałem cię kapłaństwo Chrystusowe i dziś łzy przesłaniają mi oczy, gdy to piszę a piszę ku przestrodze młodych, aby nie marudzili na drodze powołania aby od pierwszej chwili umiłowali całą siłą duszy to Święte znamię kapłaństwa, będące szczególnym udziałem w kapłaństwie Chrystusowym, dowodem największego zaufania jakie Bóg może okazać człowiekowi”.

Ten fragment jak powiedziałem towarzyszył mi przez całe życie i chyba z każdym rokiem jest mi coraz bliższy i coraz bardziej zrozumiały. Myślę, że do wielu rzeczy trzeba po prostu, potrzeba czasu, potrzeba też pewnej perspektywy, ale najważniejsze jest żeby nigdy w tej perspektywie nie stracić takiego Bożego widzenia I przede wszystkim miejsca dla Pana Boga w życiu każdego z nas.

Dodaj komentarz